Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, ale chyba z fotką jest już ciut lepiej. Po słoiczku (niżej) postanowiłam, że nie będę się poddawać, i usiądę do aparatu i komputera na dłużej. Troszkę poczytałam, troszkę się pobawiłam... i w końcu mam jako taką fotkę jednej z buteleczek zrodzonych niedawno. Przynajmniej nie trzeba się jej wstydzić :) A paskudne zdjęcia pozostaną na blogu, poniekąd napawając mnie dumą, że w tak krótkim czasie osiągnęłam "jakiś" postęp.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz